Paula - recenzje
Jak dla mnie ideał :)
"Koty" to kolejna (po "Śnie", "Krukach" i "Smokach") fenomenalna gra od Naszej Księgarni. Znów zachwycająca jest nie tylko sama mechanika - prosta, ale ciekawa - ale także wspaniałe ilustracje Marcina Minora.
O co chodzi w "Kotach"? Podobnie jak w innych grach z serii, mamy tu krainy ze snów. Gracze dążą do tego, by zdobyć jak najwięcej punktów. Punkty zdobywa się oczywiście za koty! A jak?
Jeśli na wierzchu którejś z krain znajduje się - powiedzmy - zielony kotek z numerem sześć, możemy położyć na niego zielonego kotka z numerem trzy. Koty zamieniają się wtedy w dziewiątkę - kartę odwróconą rewersem. Możemy też na zieloną szóstkę położyć drugą zieloną szóstkę - wtedy nie tylko zdobywamy dziewiątkę, ale kładziemy też na nią jedną z zielonych szóstek. Kładziemy ją tak, by dół dziewiątki był widoczny - zapisany jest na nim mnożnik x2, potrzebny przy liczeniu punktów.
Brzmi na trochę skomplikowane, ale dwie minuty gry i wszystko staje się jasne, zaufajcie mi! Myślę, że nawet dzieciaki bez problemu ogarną zasady. A jeśli wolicie wariant bardziej skomplikowany, możecie grać w tryb trudniejszy, z kartami nocy. Każda z nich ma specjalne działanie, które urozmaica rozgrywkę.
Nie wiem, czy ta gra przebija mój ulubiony "Sen", ale myślę, że mu dorównuje. Jest szybka i dość prosta, ale trzeba przy niej trochę pokombinować. Szczególnie, że koty czy kruki (mające wartość "0") można kłaść nie tylko do swojego snu, ale też do snu przeciwnika, by trochę utrudnić mu życie.
Na leniwe, letnie wieczory będzie to gra idealna - szczególnie dla miłośników kotów, ale nie tylko!
Jak dla mnie ideał :)
“The Game. Nic prostszego” to karciana gra kooperacyjna - jeju, jak ja lubię gry kooperacyjne! Szczególnie takie, które dostarczają tyle samo emocji co gry, w których gracze ze sobą rywalizują.
O co chodzi w “The Game. Nic prostszego”? Cel gry jest banalny - trzeba wyłożyć na stół wszystkie karty. Należy to jednak zrobić w odpowiedniej kolejności!
“The Game. Nic prostszego” to wariant, który spodobał mi się jeszcze bardziej od klasycznej „The Game”. Gra polega na ułożeniu pięćdziesięciu kart na czterech stosach. Karty ponumerowane są od jeden do dziesięć i występują w pięciu kolorach. Układamy je na dwóch stosach – na jednym rosnąco, na drugim malejąco. Do każdego stosu możesz dołożyć dowolną kartę (nieważne, czy będzie ona zgodna z jego zasadami) - pod warunkiem, że będzie ona tego samego koloru, co karta pod nią. Co ważne, nie możemy komunikować się z innymi graczami ani mówić im wprost, jakie karty mamy. Na tym właśnie polega cała trudność! Możemy tylko rzucać wskazówki w stylu “na ten stos nie dokładaj zbyt wysokiej karty” albo “jeśli dasz radę, nie ruszaj tego stosu”.
“The Game” to gry z rodzaju tych, w które można grać bez przerwy. Nie zliczę, ile razy przegrywaliśmy - bo blokowaliśmy się tak, że nie dało się już dołożyć żadnej karty - a zaraz potem jedno z nas rzucało “gramy jeszcze raz!”, a drugie ochoczo przytakiwało.
Gra jest szybka i totalnie uzależniająca. To jedna z tych karcianek, po które można sięgać nawet codziennie, a i tak się nie znudzą - szczególnie, że trzeba przy nich trochę pomyśleć!
Jak dla mnie ideał :)
“The Game” to karciana gra kooperacyjna - jeju, jak ja lubię gry kooperacyjne! Szczególnie takie, które dostarczają tyle samo emocji co gry, w których gracze ze sobą rywalizują.
O co chodzi w “The Game”? Cel gry jest banalny - trzeba wyłożyć na stół wszystkie karty. Należy to jednak zrobić w odpowiedniej kolejności!
„The Game” polega na ułożeniu stu kart na czterech stosach. Na dwóch z nich układamy karty od jedynki i lecimy w górę do setki, a na pozostałych dwóch zaczynamy od setki, a karty dokładamy malejąco. W swojej rundzie każdy dokłada dwie karty z ręki na dowolny stos. Co ważne, nie możemy komunikować się z innymi graczami ani mówić im wprost, jakie karty mamy. Na tym właśnie polega cała trudność! Możemy tylko rzucać wskazówki w stylu “na ten stos nie dokładaj zbyt wysokiej karty” albo “jeśli dasz radę, nie ruszaj tego stosu”.
“The Game” to gry z rodzaju tych, w które można grać bez przerwy. Nie zliczę, ile razy przegrywaliśmy - bo blokowaliśmy się tak, że nie dało się już dołożyć żadnej karty - a zaraz potem jedno z nas rzucało “gramy jeszcze raz!”, a drugie ochoczo przytakiwało.
Gra jest szybka i totalnie uzależniająca. To jedna z tych karcianek, po które można sięgać nawet codziennie, a i tak się nie znudzą - szczególnie, że trzeba przy nich trochę pomyśleć!
Dobry, solidny produkt
“Chipsy” to bardzo prosta i bardzo wciągająca gra - idealna dla wszystkich, którzy uwielbiają ryzyko!
A na czym tak właściwie polega? Już tłumaczę! Na kartach celów podane są zadania do zrealizowania. Analizując żetony chipsów na planszetkach, oszacuj, które z nich jest najbardziej prawdopodobne! Chipsów octowych będzie więcej niż cebulowych? Na którejś z planszetek ostatni odłożony chips będzie miał smak kurczaka? A może na żadnej z planszetek nie będzie chipsa szaszłykowego, za to tych o smaku szynki będzie dokładnie pięć?
"Chipsy" to gra bardzo losowa, ale nie w ten negatywny sposób. Miłośnicy wszelkich zakładów czy ogólnie pojętego ryzyka będą zachwyceni jej mechaniką. Jest też dość szybka - dwuosobowa rozgrywka to maksymalnie dziesięć minut. Ale dzięki temu trudno poprzestać na jednej grze, a ciągłe "jeszcze raz!" skutkuje minimum godzinną rozgrywką!
Jako pierwsze rzuca się oczywiście w oczy bardzo kreatywne opakowanie, które przypomina paczkę chipsów. To czyni z tej gry fajny pomysł na prezent - nie tylko dla miłośników słonych przekąsek!
Dobry, solidny produkt
"Ekosystem" to bardzo niepozorna gra - zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Widziałam tylko śliczne ilustracje na kartach i zwiastun z charakterystycznym głosem pani Krystyny Czubówny. O mechanice gry czy przebiegu rozgrywki nie wiedziałam nic.
Okazało się, że "Ekosystem" to bardzo prosta - ale też bardzo przyjemna - gra. Opiera się ona na mechanice draftu. Gracze wybierają jedną z kart trzymanych w ręku, a pozostałe przekazują sąsiadowi, jednocześnie otrzymując od innego gracza jego pulę kart. Następnie znów wybierają jedną kartę, a resztę przekazują dalej. Z wybranych kart każdy gracz układa krainę, która ostatecznie musi mieć kształt czworokąta (5x4). I tutaj zaczyna się zabawa, trzeba bowiem karty układać tak, by przyniosły nam jak najwięcej punktów. Weźmy takiego lisa. Gracz dostaje za każdego trzy punkty, ale tylko pod warunkiem, że lis nie sąsiaduje z wilkami ani niedźwiedziami. Punktację opisałam na grafikach - przewińcie karuzelę w lewo i zobaczcie więcej przykładów!
“Ekosystem” to jedna z tych szybkich i przyjemnych gier, do których często się wraca. Rozgrywka jest naprawdę prosta, a zasady punktacji wbrew pozorom bardzo łatwe do zapamiętania - szczególnie że na każdej karcie rozpisane są warunki jej punktowania. Dodatkowo gra zachwyca ślicznymi ilustracjami, z których aż bije spokój i harmonia - dokładnie tak, jak napisano w haśle. Może i nie jest to gra szczególnie emocjonująca, przy której gracze przekrzykują się, a z wrażenia nie mogą wysiedzieć na miejscu. Ale zapewniam, że jako miły sposób na spędzenie wieczoru w rodzinnym gronie sprawdzi się doskonale!
Dobry, solidny produkt
Mortum to bardzo dobra i niesamowicie wciągająca gra detektywistyczna. Do rozwiązania są trzy śledztwa - po jednej talii kart do każdego.
Mechanika Mortum przypomina nieco paragrafówki - jeśli chcesz przeszukać dany budynek, sięgnij po kartę X, jeśli natomiast wolisz porozmawiać z przechodniem i wypytać go o coś, sięgnij po kartę Y. Ponadto gra oferuje niesamowicie ciekawą mechanikę zarządzania czasem - każde działanie zajmuje określony czas, natomiast w nocy trzeba wygospodarować kilka godzin na odpoczynek. Ważny jest też dobór drużyny. Spośród pięciu postaci, na początku rozgrywki wybieramy trzy, zwracając uwagę na ich specjalne umiejętności. Dodatkowo każdy budynek (czy postać) można przy pomocy specjalnej karty przeszukać, zaatakować lub obserwować z oddali.
Uwielbiam tego typu zagadki, dlatego grą jestem naprawdę zachwycona. Mechanika niesamowicie mi się podoba - chociaż brakowało mi instrukcji, bo czasami nieco się gubiliśmy, szczególnie jeśli chodzi o zarządzanie czasem czy żetonami. Mimo to przy grze bawiliśmy się świetnie.
Jedynym (ale niestety dość istotnym) minusem Mortum jest kiepska regrywalność. Przy pierwszej rozgrywce przegraliśmy, bo skończył nam się czas na przeprowadzenie śledztwa. Nie mogliśmy od razu grać ponownie - ba, nawet po dwóch tygodniach doskonale pamiętałam, co odkryliśmy za pierwszym razem, więc grając po raz kolejny czułam, że oszukuję. Wiedziałam już, gdzie nie opłaca się iść i kto jest podejrzany, a kto ma alibi.
Jeśli lubicie gry, w które można grać tylko raz na jakiś czas, albo jeśli szybko zapominacie szczegóły detektywistycznych śledztw, Mortum będzie dla Was grą idealną. Mi niesamowicie się ona podoba, ale podejrzewam, że ze względu na moją niezłą pamięć do szczegółów, dość rzadko będę mogła po nią sięgać.
Jak dla mnie ideał :)
Na tę grę trafiłam przypadkiem, ale muszę Wam zdradzić, że jej oprawa graficzna od samego początku przyciągnęła moją uwagę. Nie spotkałam się jeszcze z przezroczystymi kartami, które układa się jedne na drugich, zasłaniając (lub nie) efekty ze spodu. Ani z grą, której głównym celem jest wymordowanie całej swojej rodziny w jak najbardziej brutalny, nieszczęśliwy i bolesny sposób. Ani na karciankę, w której równie istotną co karty rolę odgrywa storytelling.
Zaciekawieni?
Ja myślę!
Gloom to gra, w której trzeba wykazać się kreatywnością. Każdy gracz otrzymuje karty pięciu postaci, które kładzie przed sobą. Następnie dobiera pięć kart z talii - mogą to być karty wydarzeń, modyfikacji albo nagłej śmierci. Twoje zadanie jest proste: spraw, by Twoja rodzinka przed śmiercią doświadczyła samych tragedii! Obniżaj samoocenę jej członków (jednocześnie próbuj podwyższyć nastrój postaci innych graczy), a gdy będą wystarczająco smutni, sprowadź na nich śmierć!
Każda z kart - poza swoimi efektami - posiada też krótkie zdanie, na przykład “użądliły go pszczoły”. Możesz je zignorować i grać w Gloom jak w zwykłą karciankę. Możesz jednak wykorzystać okazję i opowiedzieć graczom, jak to się stało, że Twoja biedna postać znalazła się w pobliżu pasieki, jak z przerażeniem odkryła, że jest uczulona na jad pszczół, jak uciekając skręciła kostkę i co się z nią ostatecznie stało. Uwierzcie mi, że storytelling jest jednym z największych walorów tej gry.
Pierwsza rozgrywka poszła nam szybko, bo nie do końca wczuliśmy się w opowiadanie. Ale przy drugiej bardziej się do niego przyłożyliśmy i… po drugiej przyszła trzecia, czwarta i piąta! Uwierzcie, ta gra jest niesamowicie wciągająca. A jeśli do podstawki dołączycie dodatki, to stos kart robi się tak pokaźny, a możliwości do opowiadania tak ogromne, że za żadne skarby się nie znudzicie!
Jak dla mnie ideał :)
Dawno żadna gra nie skradła mojego serca tak szybko jak "Niepożądani goście". Nie miałam jeszcze okazji grać w planszówkę detektywistyczną - zawsze odrzucało mnie to, że scenariuszy było zaledwie kilka, więc po paru rozgrywkach nie było już czego odkrywać. Tutaj zaletą jest to, że możliwych scenariuszy jest ponad tysiąc!
Ale od początku...
Przed każdą grą należy wybrać - zgodnie ze scenariuszem - kilkadziesiąt kart z puli. Następnie gracze muszą "handlować" wskazówkami z kart, pytając o konkretne osoby czy pomieszczenia. Muszą oni dowiedzieć się, kto, czym i dlaczego zabił pewnego (dość niesympatycznego) jegomościa. Wygrywa ten, kto jako pierwszy pozna tajemnicę zbrodni!
Gra zmusza do myślenia, kombinowania i umiejętnego łączenia tropów, przez co nie znudzi się szybko. Jej mechanika jest genialnie przemyślana, a oprawa graficzna robi wrażenie. Plusem jest także to, że nada się nie tylko do gry w większym gronie (8 osób), ale także jako czasoumilacz w samotne wieczory. Mówiąc szczerze, tryb jednoosobowy w planszówkach nigdy mnie nie kręcił, ale w tym przypadku mam ochotę go przetestować!
Dla mnie "Niepożądani goście" to jedna z lepszych - jeśli nie najlepsza - gra tego roku!
Dobry, solidny produkt
Jeśli lubicie Carcassonne, możecie być pewni, że Zamek również polubcie! Te gry są w zasadzie bardzo, bardzo podobne. Cel gdy i ogólna mechanika są takie same - po kolei dokładacie kafelki, starając się ułożyć z nich jak największy i jak najlepiej punktowany obszar. Różnica jest taka, że w Carcassonne może grać nawet pięć osób, a Zamek jest grą przeznaczoną dla dwóch graczy. Z tego względu posiada kilka bardziej urozmaiconych elementów, takich jak chociażby żetony rozkładane na murach zamku (czyli obszarze, na którym zaznacza się punkty). Jeśli zatrzymasz się na polu z żetonem, otrzymujesz bonus - na przykład podwójne punkty za dany typ pól. Różnicą są także te mury, które ograniczają pole gry. W Carcassone kafelki można dokładać gdziekolwiek, w Zamku trzeba trzymać się murów.
Gdybym miała wybierać, w którą z tych gier chciałabym grać do końca życia, wybrałabym Carcassonne. Myślę jednak, że to dlatego, że to od niej zaczęła się moja przygoda z tego typu grami, spędziłam przy niej wiele godzin i mam do niej ogromny sentyment. Zamek jest z kolei grą bardziej rozbudowaną, więc jeśli zamierzacie grać raczej w dwie osoby, sugeruję skusić się właśnie na Zamek. Dostarczy wam on mnóstwo emocji, jeszcze więcej rozrywki i co nieco zdrowej rywalizacji!