Dagna - recenzje
Nie sądziłam, że gra karciano-kościana o rozwijaniu miasta może być taka wciągająca :) Karty do kolekcji zbiera się tak przyjemnie, że można zapomnieć o głównym celu gry, którym jest wybudowanie czterech (w dodatku do gry sześciu) budynków specjalnych.
Zaskoczeniem było dla mnie to, że podoba się wszystkim bez względu na wiek - gra nie schodzi ostatnio ze stołu w towarzystwie rodziców, znajomych czy też grając z młodszymi członkami rodziny. Moja mama, która na co dzień nie lubi grać (czasami tylko dołącza się jako gracz do kompletu, gdy ją o to prosimy), tym razem męczyła nas, żebyśmy zagrali! Graliśmy cały wieczór, raz za razem w wersję podstawową i z dodatkiem. Osobą, która wciąż mówiła "Zagrajmy jeszcze raz", była właśnie... mama. Co więcej - gdy następnego dnia po obiedzie na propozycję mamy "Zagrajmy w Metropolię" nikt nie wyraził chęci do grania, mama się na nas obraziła! Mama, która nie lubi grać w prawie żadną grę! Nic więcej chyba nie muszę mówić, żeby zarekomendować grę wszystkim - starszym, młodszym, początkującym i bardziej zaawansowanym.
Rattus jest fajny, ALE... No właśnie. Chyba to ALE zaważa na tym, że gra, mimo że dość przez nas lubiana, rzadko jest wyciągana na stół. Niby wszystko jest ok, rozgrywka jest dynamiczna, ALE...
...ALE postacie na kartach nie są wyważone - wszyscy biją się o króla, który jest według nas najmocniejszą postacią, ponieważ umożliwia zachowanie pionków populacji aż do zakończenia rozgrywki. Wygląda to tak, że król co turę jest przekazywany z rąk do rąk
...ALE występuje w niej za dużo negatywnej interakcji
...ALE żetony szczurów również nie są sobie równe i dochodzą na planszę w sposób losowy
...ALE na sam koniec gry wysyp zarazy jest dla nas bez sensu - małe szanse na przeżycie, kto nie ma większości pionków populacji w zamku zazwyczaj przegrywa
Na plus mogę wymienić klimat gry, tematykę, która jest bardzo fajna, wykonanie, grafiki. Jednak podczas gry czujemy niedosyt, jakby czegoś tej grze brakowało. Gdybyśmy mieli ocenić Rattusa w skali 1-5, to dalibyśmy mu 3.
Tak, tak, wiem, że wiele osób nie lubi tej gry, bo:
- karty dochodzą w sposób losowy
- podczas gry gracze po kolei odpadają z rozgrywki i do końca gry są tylko obserwatorami
- czasami jedna rozgrywka potrafi się dłużyć bez końca
- itp itd
Ale wiecie co? Ja tą grę STRASZNIE lubię.
- Podoba mi się klimat tej gry.
- Podoba mi się, że każdy ma ukrytą rolę i gra toczy się nie tylko na stole, ale również nad nim. Blef jest tu na porządku dziennym.
- Podobają mi się karty w grze - nie tylko grafiki, ale też teksty na nich, mnogość postaci o różnych umiejętnościach, wprowadzająca dreszczyk emocji karta dynamitu.
- Podoba mi się, że w grę można grać już od 4 graczy - czasami ciężko zebrać większą grupę.
- Podoba mi się, że trochę inaczej gra się szeryfem, renegatem, bandytami - każdy ma inny cel, przez co każdy na swój sposób próbuje popchnąć rozgrywkę tak, aby jego grupa wygrała (i poziom trudności jest inny - jeszcze nigdy nie zdarzyło się u nas, żeby renegat wygrał)
Mogłabym tak wymieniać i wymieniać bez końca. Świetny tytuł, dużo rozrywki - kto jeszcze nie grał, niech wypróbuje!
O, Fungi! :) Gra jest naprawdę przyjemna. Karcianka, w której kolekcjonujemy grzyby. Fajnie widzieć, że powstało polskie wydanie - może gra zyska trochę na popularności, bo naprawdę zasługuje na to! Nazwa trochę nietrafiona, ponieważ emocje podczas gry wcale nie są jak na grzybach ;)
Polecam nie zastanawiać się i kupować, bo za taką niską cenę naprawdę warto.
Gra, w której nie ma głupich pytań ;) Nigdy nie wiadomo, jakie pytanie może nas zbliżyć do rozwiązania zagadki. Warto zadawać wszystkie pytania, jakie przychodzą nam do głowy, nawet te najgłupsze.
Co do samej gry, to jest ona stara jak świat. Osoby w młodym wieku mogą nie kojarzyć tego typu historii, ale już troszeczkę starsi kojarzą grę pod nazwą zagadek lateralnych - przekazywanych ustnie przy okazji większych spotkań w gronie znajomych.
Pierwsza część serii "Czarne historie" zbiera w sobie zestaw najciekawszych zagadek lateralnych. Kolejne części niestety tracą poziom, ale dla fanów serii mogą wciąż przynieść wiele rozrywki.
Gra w naszej rodzinie znana od dawna pod postacią karcianą. U nas nazywała się remik (ktoś poniżej wspominał o grze karcianej rubik - może kwestia nazewnictwa w danym regionie?). Remik został już przez nas dawno zapomniany i wyparty przez tysiąca, dopóki nie pojawił się w domu Rummikub - rozgrywka znowu nabrała kolorów i gra tym razem pod postacią kafelkową wróciła do łask. Kafelki są dużo wygodniejsze od kart. Łatwiej je suwać po stole, nie robiąc przy tym bałaganu ;) Konieczne jest odmierzanie czasu w przypadku osób, które za dużo kombinują! Gra jest szczególnie lubiana przez naszych rodziców - gdy wyciągamy ją na stół, nigdy nie kończy się na jednej partii.
Na początku, gdy dopiero poznaliśmy grę, była ona w naszym towarzystwie lubiana i dość często grana. Teraz niestety zdążyła się znudzić. W dużym gronie zawsze panuje chaos z przyznawaniem punktów pod koniec kolejki i jeśli ktoś sam się nie upomina o swoje punkty, to może zostać przez prowadzącego grę pominięty. Na plus może być to, że karty mogą wywoływać mnogość skojarzeń. Gdy gramy z kimś nowym często jesteśmy zdziwieni jego sposobem interpretowania ilustracji na karcie.
W porządku, bez rewelacji
Gra kupiona na planszówkowej promocji jakiś czas temu. Na początku kilka razy zagraliśmy. Gra nie jest trudna, jest dość ładnie wydana, jest przy niej trochę rozkładania kafelków żeby w ogóle przysiąść do rozgrywki, ale nie zajmuje to aż tak dużo czasu. Gry dawno nie wyciągaliśmy z półki. Jak mamy ochotę w coś pograć we dwójkę, to zawsze wygrywają inne tytuły.
Quiz na bardzo wysokim poziomie - czy to plus czy minus? Ciężko mi ocenić. Graliśmy tylko raz w grupie osób posiadających wiedzę z różnych dziedzin - z chemii, informatyki oraz architektury. Oprócz zgłębionych wyżej wymienionych dziedzin każdy z nas posiada również tak zwaną "wiedzę ogólną" - wyniesioną ze szkół, z własnych doświadczeń, czy też z mediów. I mieliśmy problem z prawie każdym pytaniem. Często hasła były takie, że nie będąc specjalistą w danej dziedzinie lub nie słysząc kiedyś przypadkiem o jakimś zdarzeniu, nie ma szans odgadnąć prawidłowej odpowiedzi. Czasami również podpowiedzi do haseł były trudniejsze niż sama odpowiedź (np. pytanie o markę samochodu, a podpowiedź "w takim i takim roku osoba o nazwisku Nazwisko będąc pod wpływem alkoholu spowodowała wypadek autem tej marki"). Po kilku turach nikt już nie był pewien swojej wiedzy i turę rozpoczynaliśmy od zajmowania najniżej punktowanych pól. Mimo wymienionych wyżej wad związanych z absurdalnością niektórych pytań, dobrze się bawiliśmy i poznaliśmy przy grze wiele ciekawostek ("Jaki popularny sprzęt używany w kuchni powstał w 19 wieku i jego pierwsza wersja była zasilana ręcznie?" - odpowiedź na to pytanie zaskoczyła nas wszystkich :) )
Gra na pewno nie dla wszystkich, ale mimo to fajna. Po jakimś czasie gry umówiliśmy się na odrzucanie niektórych pytań i wtedy grało się o wiele przyjemniej. Bardzo też podobało się nam obstawianie, czy ktoś udzieli poprawnej odpowiedzi na pytanie - dzięki temu można było zdobyć punkcik nawet gdy samemu odpowiedziało się źle.
Jak dla mnie ideał :)
Jedna z naszych ulubionych gier imprezowych :) Od czasu zakupu (jakieś 3-4 miesiące temu) rozegraliśmy tak dużo partii, że żałujemy, że od razu nie okoszulkowaliśmy kart - przez to lekko się wytarły. Mimo wielu partii gra nie zdążyła nam się jeszcze znudzić. Jest to jedna z tych gier, w których rozgrywka jest za każdym razem inna, a to głównie za sprawą atmosfery "nad stołem". Gra potrafi szybko wciągnąć i wywołuje wśród graczy emocje. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się nam grać w atmosferze "kładę kartę, następna osoba, nudzę się czekając na swoją kolej". Gdy mija kolejka gracza, musi on zachowywać czujność i obserwować ruchy dokonywane przez innych graczy - kto jakie tunele dokłada na stół, kto kogo blokuje, kto komu pomaga. Grze towarzyszą przy tym dyskusje między graczami, snucie domysłów, zawieranie nad stołem sojuszy, itp. W towarzystwie, w którym nie wszystkie osoby się znają jest to idealna gra na otwarcie ludzi na siebie.
Gra familijna, w którą równie chętnie zagrają dzieci, jak i ich rodzice, a nawet dziadkowie. Gra mimo że zdawałaby się mieć tematykę chłopięcą (budowanie tras kolejowych), to moja siedmioletnia siostrzenica, która na początku kręciła noskiem na "grę dla chłopaków" szybko dała się namówić na spróbowanie, gdy zobaczyła grę rozłożoną na stole. Plansza jest po prostu prześliczna i przy każdym rozłożeniu przykuwa uwagę osób, które jeszcze z nami nie grały. Dla dzieci frajdą jest układanie wagoników na planszy ;) Dorośli znajdą w tej grze trochę strategii i rywalizacji - które bilety z trasami warto zostawić, a które odrzucić, które trasy szybko zająć, zanim przeszkodzą mi inni, itp. W grze prawie nie występuje tak zwana "negatywna interakcja" - nawet jeśli ktoś zajmie nam trasę, którą sobie upatrzyliśmy, to zazwyczaj zawsze jest możliwość dotarcia do celu inną drogą. W grę chętnie gramy nie tylko w gronie rodzinnym, ale również ze znajomymi.
Ostatecznie polecamy "Wsiąść do pociągu" wszystkim graczom, niezależnie od wieku :)
Niestety jako wielcy fani serii musimy z przykrością stwierdzić, że im dalej w las, tym gorzej. Zagadki są gorsze niż w poprzednich częściach - wydaje nam się, że niektóre z nich były wymyślane "na siłę". W pudełku, które zawiera 50 kart na palcach dwóch rąk można policzyć historie, które wciąż trzymają poziom pierwszej części.
Pomimo wielu zachęt i dobrych opinii o grze, poczuliśmy wielkie rozczarowanie po rozegraniu pierwszej partii. Siadając do gry mieliśmy już zasłyszane opinie, że „nie ma w grze historii”, „liczy się mechanika”, „sama rozgrywka jest bardzo fajna”, stąd też od początku nie nastawialiśmy się na coś szałowego, bardziej oczekiwaliśmy przyjemnej gry do „popykania”. Jednak to, z czym się zetknęliśmy było dla nas pozbawione sensu – zbieramy klejnoty, po to żeby zbierać karty, po to żeby zbierać jeszcze więcej klejnotów i kart i gdzieś tam po drodze staramy się też zbierać punkty zwycięstwa. TO WSZYSTKO. Naprawdę. Po rozegranej partii przeczytaliśmy ponownie instrukcję, żeby upewnić się, czy na pewno dobrze gramy. Później spojrzeliśmy jeszcze raz na pudełko, żeby sprawdzić, czy to na pewno jest ten „Splendor”, o którym wszyscy mówią. Podsumowując: rozgrywka – jedno wielkie rozczarowanie.
Muszę jednak przyznać, że po otworzeniu pudełka zadziwiła nas jakość wykonania elementów – grube, solidne żetony klejnotów, karty też robiły dobre wrażenie. Grafiki przedstawiające arystokratów nie bardzo przypadły nam do gustu, ale podejrzewam, że innym graczom mogłyby się spodobać. Niestety, pewnie jakość wykonania elementów zawyża cenę produktu, który kupujemy w sklepie. Ponad 100zł za grę o NICZYM, niezbyt ciekawą – to zdecydowanie za dużo.
Ostatecznie ocenilibyśmy grę na 2/5 – gra w ogóle nam się nie spodobała, ale dodatkowy punkcik leci za solidne wykonanie. Oby więcej gier było wydawanych w takim stylu!